Homilia ks. bp. Antoniego Dydycza, wygłoszona na pogrzebie ś.p. ks. kan. Edmunda Tararuja

Drukuj
17. 09. 07

Jabłonna Lacka, 13 października 2016r.

 

Wasza Ekscelencjo, najdostojniejszy Pasterzu naszej diecezji, czcigodni bracia w kapłaństwie z naszej diecezji, goście z Włoch, czcigodny księże przedstawicielu Cerkwi Prawosławnej,  drogie siostry: Albertynki i Loretanki, które w ostatnich latach opiekowały się w Domu Św. Antoniego ks. Edmundem; przedstawiciele rodziny ? kochani bracia ze swoimi rodzinami i dalsi krewni (Starszy brat jeszcze do niedawna był dyrektorem szkoły podstawowej w Ratyńcu ? bardzo stąd blisko), drodzy przyjaciele i znajomi ? zwłaszcza wierni z parafii, w których ks. Edmund pracował ? najwięcej przybyło ich z Narwi (to była  ostatnia jego placówka parafialna) ? kochani tutejsi parafianie i wszyscy goście!

Ks. Bp A.P.Dydycz wygałasza homilię na MszyŚw. pogrzebowej

biskup

 ?Posłał mnie Pan, abym niósł dobrą nowinę i obwoływał rok łaski? (Łk

4,16). A może to właśnie było tak?

 Ś.p. ks. kanonik Edmund, syn Franciszka i Janiny z domu Rosak przyszedł na świat 25 sierpnia 1931 r. w miejscowości Wieska ? niedaleko stąd, tylko 8 km ?należącej od wieków do tutejszej parafii. Do Bugu było blisko, do szkoły też niezbyt daleko, do kościoła ? parę kilometrów. W świecie narastał  kryzys gospodarczy, w Polsce odczuwano go również, ale przy wszystkich drogach, które prowadziły do Wieski i od niej w świat  można było

często spotykać krzyże przydrożne albo kapliczki? i tak mi się wydaje, że będąc już chłopcem w latach szkolnych, Edmund, który od dziecka wykazywał wielkie zainteresowania muzyką ? nierzadko zatrzymywał się przed tymi znakami obecności Pana Jezusa, względnie Jego Matki ? już wtedy z pewnością nucił sobie za Janem Kasprowiczem:

   rodzice Franciszek i Janina - Rodzice Ks. Edmunda

?Przy małej wiejskiej kapliczce,

Stojącej wedle drogi,

Ukląkł, rzępoląc na skrzypkach,

Wędrowny grajek ubogi.?

 Tak było przez rok, kiedy mógł uczęszczać do pierwszej klasy szkoły podstawowej, działającej w Krzemieniu, a mieściła się ona w pięknym pałacyku. Miałem szczęście w roku 1997 nawiedzić ją ? i jeszcze służyła dzieciom. Teraz ma przerwę, gdyż brak uczennic i uczniów ? to nasz problem, problem naszego narodu. Taką pierwszą przerwę miała już w roku 1939, gdy wtargnęli tutaj Niemcy; oni ją zajęli, gdyż była zbyt blisko nowej, sztucznej granicy na Bugu, jaką ustanowili wespół z Sowietami.

I wtedy, zaliczywszy pierwszą klasę, mały Edmuś zaczął pobierać dalsze nauki na sposób tajny, u zacnego nauczyciela Waleriana Paski, a po jej ukończeniu udał się do Drohiczyna, gdyż tam jesienią 1944 r. wznowiło działalność gimnazjum i liceum ogólnokształcące ? taka była struktura szkół do 1948 r. Szczęśliwie uzyskał maturę; był bowiem chłopcem zdolnym i pracowitym; brał udział w szkolnym chórze.

Niezbyt wiele było motywów do szczególnej radości, gdyż Polska z jednej niewoli dostała się pod drugą,  może mniej okrutną, ale też dokuczliwą. I wówczas to, zastanawiając się, co ma być dalej, nie zapomniał o przydrożnych przyjaciołach. Martwił się, czy jego prośba zostanie przyjęta, czy jego plan będzie do urzeczywistnienia ? diecezja przecież została podzielona, biskup ciężko chory? i kto z nim nawiąże dialog? Dlatego nie zapomniał o przydrożnych świątkach. Nie obeszło się bez melodii.. Nie zapomniał o poezji. Może nawet się martwił, że nie ma komu go słuchać..ale spróbować było warto.. i zanucił: ?Któż go tam widzi, któż słyszy

? W tych mnogich drzew rozhoworze?

Liche mi dałeś skrzypeczki,

Niemiłosierny Boże!

A jednak, o wielki Panie,

Zlituj się, zlituj nade mną,

Chroń mnie, bym się nie grążył

W jakowąś rozpacz ciemną.?

I Pan wysłuchał i podał rękę. I wnet po maturze Edmund znalazł się w Łomży w Wyższym Seminarium Duchownym. Całe studia, przewidziane dla kandydatów do kapłaństwa tam ukończył, tam przyjął świecenia diakońskie 18 czerwca 1954 roku; kapłaństwo spłynie nań na terenie podzielonej diecezji. Udzielił go, poproszony z Siedlec biskup Marian Jankowski w Siemiatyczach dnia 3 lipca 1955 roku. Ksiądz Prymas był jeszcze internowany; przez Polskę przechodziły jednak różne fale ? pełne niepokoju, lęku a nawet i zniechęcenia. A jak było, możemy sobie wyobrazić, kiedy uświadomimy sobie, że w tamtych czasach media były jeszcze gorsze niż obecnie. I nic dziwnego, że z serca neoprezbitera popłynęły słowa wdzięczności, kierowane ku Panu Bogu, za to, że w takim świecie przyjdzie mu kapłańską służbę pełnić:

?Spraw to, ażebym zawsze

Umiał dziękować Ci, Panie,

Że sobie rzępolę, jak mogę,

Że daję li, na co mnie stanie?.

Chociaż z tym ?rzępoleniem? ? to nie było wcale tak źle? Ale tymczasem- kapłaństwo zaczęło ogarniać Go całkowicie. Na ścieżce kapłańskiej nieraz było ciężko ? ale pięknie. To już sam Chrystus to zapowiedział, kiedy modlił się do Ojca ? ?Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi a objawiłeś je prostaczkom?. Ksiądz Edmund był prostaczkiem, ale i mądrym. Prostota z mądrością zawsze idzie w parze. Nie z taką mądrością zadufaną, ale mądrością pokory, dyskrecji z cichością złączoną. Nie lękał się brać na siebie jarzma, brzemię również mu nie ciążyło, gdyż jedno i drugie wypływało z kapłańskiego posłannictwa; często też chyba w duchu powtarzał za psalmistą: ?Rozpływa się we mnie moja dusza, gdy wspominam, jak z tłumem kroczyłem do Bożego Domu w świątecznym orszaku wśród radości i chwały?. Różne to były świątynie ? warto przypomnieć ? dziadkowicka, brańska, milejczycka ? to wszystko miało miejsce za czasów wikariuszowskich. Jako zaś proboszcz zaczął od ostatniego miejsca wikariuszowskiego, czyli od Milejczyc? a później były Klichy przez lat 18, 8 w Wyszkach i w Narwi 18? Razem więc mamy 40 lat pracy parafialnej na parafialnych placówkach. Pozostanie dalszy ciąg; okaże się innym ? bo na emeryturze- ale również pełnym niespodzianek.

Powróćmy jednak do tych pierwszych 45 lat. Były one ciekawe; składały się na nie codzienna modlitwa, zwłaszcza brewiarzowa o różnych porach dnia, adoracja Najświętszego Sakramentu, raz albo i więcej celebrowana Eucharystia, a także konfesjonał, ambona, rozliczne nabożeństwa, chrzty święte, śluby, odwiedziny chorych, pogrzeby. A przecież nie obeszło się ? niekiedy dość często ? bez dolegliwości.  Najwięcej wszakże wysiłku wówczas wymagała katecheza. Ma ona swoją piękną historię w naszej Ojczyźnie ? nie powinniśmy o niej zapominać; trzeba ją przypominać ku przestrodze potomnym. Zaczynał nauczać poza szkołą, gdyż już niemal od końca II wojny światowej władze komunistyczne usuwały religię ze szkół, jakby zapominając, że religia w szkole polskiej była od wieków, była pierwsza ? nawet przed szkołą. To przy nauce religii powstawały pierwsze szkoły.

wyszkiWyszki. Peregrynacja obrazu  MB Częstochowskiej , czerwiec 1985 r. - ostatnie tygodnie posługi ks. Edmunda w naszej parafii...

                          wyszkiWyszki. Ks. Edmund ze swoimi uczniami

Jesienią 1956 roku religia powraca do szkół po październikowych zmianach. Ks. Prymas zostaje zwolniony z odosobnienia, witany entuzjastycznie przez cały naród. Niestety. Po 5 latach władze komunistyczne, umocniwszy swoje siły ponownie wyrzucają religię ze szkół ? tym razem całkowicie, ze wszystkich. To był poważny cios, że ? oczywiście ? przykry, ale ponieważ był wymierzony przeciwko tożsamości Polaków. Trzeba było zaczynać od początku, organizować nauczanie religii poza szkołami. Brakowało salek. Tam, gdzie były świątynie jakoś udawało się rozwiązać tą kwestię. Tymczasem wiele szkół znajdowało się z dala od świątyń ? tak jak w przypadku Wieski, bo w Krzemieniu kaplicy jeszcze nie było. Zwracano się więc z prośbą do rodzin, zamieszkałych w pobliżu o wynajęcie pomieszczeń, choćby ? większego pokoju, aby tam można było dzieci uczyć religii. Nie podobało się to władzom ? domagano się, aby proboszczowie najpierw zwracali się o zgodę na takie miejsca nauczania u różnych organów administracyjnych? jeszcze im mało było ucisku! Nadzieja na pozytywne załatwienie sprawy w takim wypadku była niewielka; wierni ? jedni chętniej, inni ? z powodu trudności może nieco mniej chętnie ? ale jakieś pomieszczenia udostępniali. Władze zaczęły nakładać kary, głównie na właścicieli domów, wzywano na kolegia, straszono ? niestety również nakładano grzywny, dość wysokie. To samo dotyczyło katechetów i parafian.

Tego wszystkiego doświadczył ks. Edmund, tym wszystkim przejmował się mocno. Musiał pamiętać też o tym, by troszczyć się o bezpieczeństwo dzieci na drodze; gdyby bowiem stało się coś złego uczennicy czy uczniowi ? karany byłby katecheta. Nic dziwnego, że jego serce zostało mocno nadwyrężone, ale on ofiarował je dzieciom i polskiej młodzieży, ucząc wyjątkowo gorliwie. Nie uciekał więc przed trudnościami. Jakby wybiegał do przodu, wczuwając się w intencje Jana Pawła II, które zresztą papież wypowiedział potem publicznie, będąc w Drohiczynie ? przypomnijmy sobie i ten odcinek papieskiego nauczania : ? Chrystus odkupił nas drogocenna krwią swoją, nauczył nas także tej miłości i nam ją powierzył. Przykazanie nowe daję wam? oznacza to, że ten nakaz jest ciągle aktualny? ? mówi papież ? ? Jeżeli chcemy odpowiedzieć na miłość Chrystusa, to winniśmy podejmować go zawsze, niezależnie od czasu i miejsca. Ma to być nowa droga dla człowieka, nowy zasiew w relacjach ludzkich. Ta miłość czyni nas, uczniów Chrystusa nowymi ludźmi, dziedzicami Bożych obietnic, sprawia, że stajemy się dla siebie wszyscy braćmi i siostrami w Panu, czyni z nas Lud Boży, Kościół, w którym wszyscy winni miłować Chrystusa i w Nim miłować się nawzajem. Oto prawdziwa miłość, która się objawia w krzyżu Chrystusa. W stronę tego krzyża winniśmy patrzeć wszyscy, ku niemu mamy kierować nasze pragnienia i myśli, w nim mamy największy wzór do naśladowania?.

narewNarew. Parafianie witają swojego emerytowanego Proboszcza w dniu Jubileuszu 50 lecia święceń kapłańskich

 Tym wszystkim już wtedy żył ks. Edmund. W Męce Chrystusowej  hartował swoją wolę, podejmując zadania, które nie mają swojego umocowania w programach pracy duszpasterskiej w proboszczowskim wydaniu. Czymże inaczej możemy wytłumaczyć to, że ks. Edmund, proboszczując w Narwi, gdzie katolicy stanowią niewielki procent wszystkich mieszkańców (a siła rzeczy niektórzy z nich mieli nawet do 20 km do kościoła) ? ks. Edmund każdego ranka w niedzielę, względnie święto ? wcześnie wsiadał do auta i jechał, aby przywieźć jedną, dwie a może nawet więcej osób, o których wiedział, że nie miały szans na samodzielne dotarcie do świątyni. Pamiętał także o tych wędrówkach zimą. Gdy trzeba było ? wracał kilka razy. W jakim podręczniku do teologii pastoralnej jest o tym mowa? Jemu mówiło o tym serce? a może ? śpiewało nawet. Ale liczy się to, że znał odpowiedź na tego rodzaju wołanie i tej szlachetnej odpowiedzi udzielał.

Narew 2015. Dostojny Jublilat przyjmuje znak pokoju...jubileusz

Pod koniec sierpnia 2003 roku przeszedł na emeryturę i zamieszkał w Domu Św. Antoniego w Drohiczynie. Jakże skromnie żył? jak zwykle..zawsze cichy, ale chętny do pomocy. Mogą o tym opowiedzieć Siostry Loretanki, które tym domem opiekują się. Gdy czuł się dobrze a był w domu, chętnie przychodził do kuchni, aby pomagać w obieraniu ziemniaków czy innych pracach. Świadkami są także inni księża, nasi seniorzy, którzy w tym samym domu przebywają. Chętnie służył za kierowcę - dopóki mógł ? zwłaszcza na bliższe odległości. I znowu przywołuję na świadków siostry jak i księdza Leopolda, ponieważ oni dość często korzystali z tego rodzaju życzliwości. Zawsze spieszył na pomoc do pobliskich parafii, gdy wiedział, że jest potrzebny. Miał kłopot ze słuchem i to mu przeszkadzało w spowiadaniu; bardzo cierpiał z tego powodu ? nie z powodu choroby, ale z powodu niemożliwości wychodzenia naprzeciw potrzebom ludzkim.

W czasie swego kapłaństwa pełnił też różne obowiązki o znaczeniu ponadparafialnym. Był konsultorem prosynodalnym, wicedziekanem dekanatu brańskiego a potem hajnowskiego. Cenił ważną misję referenta do spraw muzyki kościelnej i formacji organistów.

Przez parę lat, dopóki słuch mu pozwalał, wykładał muzykę i uczył śpiewu alumnów Wyższego Seminarium Duchownego, bo muzyka to był jego świat. Cieszył się godnością Kanonika Honorowego Drohiczyńskiej Kapituły Katedralnej, a w dowód uznania za wielkie poświęcenie został odznaczony Krzyżem Papieskim Diecezji Drohiczyńskiej. Był to kapłan z ludu wzięty..taki właśnie był ksiądz kanonik profesor Edmund Tararuj. Ze spojrzeniem poważnym, jakby zamyślonym, ale sercem niesłychanie wrażliwym, zakochany w muzyce, w pieśniach, bez reszty oddany kapłańskim posługom. Za Hiobem możemy wyrazić naszą obawę: ?Któż zdoła utrwalić jego słowa, potrafi je w księdze umieścić, na skale je wyryć na wieki? dotyczące jego życia, które okazuje się nie takie istotne, lecz najważniejszy jest fakt, który dostrzega także biblijny Hiob ? iż wybawca żyje. I dzięki temu nasz ksiądz kanonik będzie ? jak ksiądz biskup ordynariusz zaznaczył ? wkrótce widział Boga? a może już spotkał się z Nim.. Był bowiem wewnętrznie szczery, zatroskany o czystość sumienia. Być może kiedyś, przed laty, wędrując z Wieski do kościoła parafialnego, zatrzymał się przy jednym z krzyżów i tak sobie zanucił:

?I niech się zawsze przyznaję

Choć do najskrytszej przewiny,

I wielką niech czynię spowiedź

W obliczu ludzkiej rodziny.?

 W tym też miejscu trzeba przypomnieć wypowiedź biskupa Franciszka Lambiasi, ordynariusza  Anagni we Włoszech, który nie tak dawno przyznał, że my, kapłani powinniśmy nasze duszpasterstwo urzeczywistniać przede wszystkim na kolanach, powstrzymując się od jakiejkolwiek teatralności, a podkreślając te znaki, które ? mimo, że są małe ? ale mają swoją wagę, jak milczenie, dyskrecja, brak pośpiechu, przyklękanie albo skłon. Jeśli by wówczas wszedł jakiś ateista podczas Mszy Św. przez nas sprawowanej, mógłby później mówić ? ?Widziałem ludzi, którzy naprawdę wierzą?. Jestem przekonany, że ten krótki tekst w pełni przedstawia osobowość kapłańską Księdza Profesora. On właśnie takim był ? i gotów jestem przyznać, że jego pragnienie, aby zostać pochowanym obok swojej mamy na cmentarzu tu, w Jabłonnie Lackiej, parafii urodzenia i chrztu ma swój także podtekst w jego zamiłowaniu do śpiewu, do pieśni, do muzyki? Tych zamiłowań było wiele, zwyczajnych, jakby żywcem zapożyczonych z podlaskiej kultury, ale prawdziwych naturalnością i pięknem . I pewnie ? tak myślę Księże Edmundzie ? Twoja dusza często będzie nawiedzać tę ziemię, zatrzymując się przed kolejną kapliczką, nucąc:

?Spraw w końcu, bym przy tej kapliczce,

Obok tej wiejskiej drogi

Klękał i grywał na skrzypcach,

Wędrowny grajek ubogi."

 

drohiczynDrohiczyn. Ostatnie spotkanie...

A może kiedyś zjawimy się razem ? ale dziś chcę Ci na ojczystej ziemi pożegnać? Ty za życia byłeś bardzo podobny do proroka Samuela. Zawsze jakby z dala, z pewnego dystansu, a mimo to bywałeś blisko ludzi i ich spraw i szybko starałeś się zająć miejsce gdzieś obok, aby zawsze być na bieżąco w Bożych rzeczach, a w ludzkich potrzebach. O wielkim biblijnym proroku i jego śmierci czytamy zapis niesłychanie treściwy. Znajdujemy go w biblijnej I Księdze jego imienia. Napisano ?Tymczasem umarł Samuel. Wszyscy Izraelici zebrali się, by go opłakiwać, i pochowali go w jego posiadłości w Rama? ( I Sm 25,1). Tylko tyle? taki wielki prorok?

Cóż?

I nam w końcu wypada przyznać, że przed paru dniami zmarł ksiądz kanonik Edmund Tararuj, kapłan Boży,  i zgromadzili się licznie jego krewni, przyjaciele i wychowankowie (a zwłaszcza kapłani) i pochowali go wśród swoich, na cmentarzu w Jabłonnie Lackiej, w jego ziemi.

 Amen.